14 LIPCA - BITWA POD ...
NEXT HOME
Kochani, w Irlandii mieszkam ponad 5 lat, a po raz pierwszy byłam na prawdziwej wyprzedaży sezonowej w Next Home, która zaczyna się już o 5 rano!
Do tej pory zawsze śmiałam się z tych, którzy chodzili na te wyprzedaże tak wcześnie rano, a wczoraj koleżanka zaproponowała mi, żebyśmy razem tam pojechały!
Pomyślałam sobie, że mieszkać tyle lat na Zielonej Wyspie i nie przeżyć szału shoppingu, to wstyd i hańba
Wstałam zatem o 5.15 (nie wspomnę już o tym, że zasnęłam chyba o 3 nad ranem, rozmyślając o potencjalnych zakupach). Koleżanka była punkt 5.50, a o 6 już stałyśmy w ponad stuosobowej kolejce przed sklepem Next.
Zanim jednak stanęłyśmy dumnie w szeregu oczekujących, musiałyśmy zaparkować autko, a to graniczyło prawie z cudem! Szukając wolnego miejsca parkingowego, zauważyłyśmy, że ludzie uzbrojeni są w jakieś dziwne plastikowe wory - ale miałyśmy z Elką ubaw!!!
W końcu i my dołączyłyśmy do grona żądnych zdobyczy fanów Next Home.
Kolejka posuwała się wolno - jak się okazało, do sklepu wpuszczano po około 20 osób. Widziałyśmy więc pierwszych wychodzących niosąch swe wojenne łupy - lampy, ogromne lustra, fotele, obrazy, duże wypchane fioletowe torby z wielkim czerwonym napisem SALE
Adrenalina podniosła się, gdy stanęłyśmy tuż przed wejściem do sklepu i miałyśmy tę świadomość, że next time nasza kolej!!!
Obserwowałam ludzi przez szybę - biegali po sklepie w szaleńczym tempie, wrzucając do plastikowych worków, co popadnie. Nie wolno było się zbyt długo zastanawiać nad zdobyczą, bo łup automatycznie lądował w rękach przeciwnika
Nagle miła pani w firmowej zbroi z napisem NEXT i nam wręczyła plastikowe torby - to oznaczać mogło tylko jedno - sztormujemy sklep i zdobywamy upragnione trofea!
Kochani, na początku nie wiedziałam, jak mam się zachować! Co robić??? W którą biec stronę??? Potrzebowałam chwili koncentracji, by zaobserwować działanie wroga - wkładać do wora jak najwięcej, a potem - w spokoju, w kąciku, segregować zdobycze.
Po dwóch godzinach zabrakło mi rąk - tachałam za sobą cztery upchane plastikowe wory - nie mieściłam się z nimi między półkami, obijałam się o wrogów, ręce mi opadały, gorąco było niemiłosiernie i mimo że za oknem deszcz siarczyście padał, atmosfera w środku była co najmniej gorąca!!!
W końcu stwierdziłyśmy z Elą, że czas przejrzeć łupy. Upatrzyłyśmy sobie piekną sofę z napisem "sold", rozłożyłyśmy się wygodnie i przystąpiłyśmy do selekcji.
Odrzuciłam tylko cztery rzeczy, więc dalej szłam obładowana do mety. Ale żeby tam dojść, trzeba było swoje odczekać - kolejne pół godziny!
Wory popychane były na różne sposoby - najlepiej jednak miały osoby, które w walkę zaangażowały całe rodziny. My, biedne białogłowy, w tym jedna w stanie błogosławionym (nie ja) - musiałyśmy sobie radzić same!
Gdy w końcu dotarłam do mety, policzono i zapakowano mi moje trofea. Od tej pory nikt mi już nie mógł ich bezkarnie wyrwać! Niestety, by wyjść z pola bitwy, musiałam skorzystać z pomocy dobrego człowieka, który złapał kilka fioletowych toreb i wyszedł ze mną na zewnątrz - tam już czekała Elka ze swoimi zdobyczami. Potem ona przyprowadziła autko i obładowane totalnie wróciłyśmy do domów. Zwyciężczynie
A tak na poważnie - to było dla mnie naprawdę zupełnie nowe doświadczenie - miłe doświadeczenie i myślę, że jednak warto było poświęcić tych kilka sobotnich godzin, wstać wcześnie i wystać swoje w tych kolejkach. Może i śmieszne, ale dzięki temu mam kilka naprawdę fajnych rzeczy do domku i sporo prezentów dla rodzinki